Konsultacje dresażowe - dzień 1

Konsultacje dresażowe – dzień 1 (20.03.2012)
Konie: Farima, Cash Man, Dark Chocolate GW
Jeźdźcy: Penelopa „Pama” Shaperd

O godzinie 9 zadzwonił budzik, zmuszając mnie do podjęcia działań. Miałam tylko półgodziny dla siebie, bo o 10 rozpoczynać miał się pierwszy trening. Po szybkim ubraniu się zeszłam na dół do kuchni, w której nie było już nikogo. Jakaś kanapka i już gnam korytarzami do boksu Farimy.Stajnia w Groom była duża i obszerna, lecz udawało mi się już w niej nie gubić. Któryś z kolei pobyt pozwalał mi już na opanowanie planu kompleksu. Po drodze pozdrowiłam kilka poznanych osób aż w końcu przywitała mnie siwa mordka.– Cześć, malutka. - przywitałam klacz i rozpoczęłam czyszczenie.Zwierz był na szczęście czysty, więc niewiele czasu zajęło nam przygotowanie się i kilka minut przed 10 byłyśmy już na hali. Nie czekając na trenera rozpoczęłam rozstępowanie. Na luźnej wodzy chodziłyśmy najpierw po ścianach w obu kierunkach, później dołączyłyśmy duże koła.– A... Witam, Penelopo - przywitał się Ernest McHenning, starszy mężczyzna z długimi siwymi włosami. Świetny zawodnik ujeżdżeniowy i jeszcze lepszy trener.– Dzień dobry – odparłam z uśmiechem na powitanie. - Liczyłam, że zobaczymy się jeszcze wczoraj.
– Byłem na spotkaniu hodowlanym i sędziowskim. Widziałem tam twojego znajomego – Kamila.
– Tak, przyjechał wczoraj ze mną na te spotkania.
– Czyli dobrze mi się wydawało. Zacznijmy już jednak. Jak rozstępowałaś już Farimę to przejdźmy do kłusa. Trochę po śladach, duże koła.
Zebrałam wodzę i dałam klaczy lekką łydkę do kłusa. Odpowiedziała natychmiast i roboczym kłusem na delikatnym kontakcie poruszałyśmy się po wyznaczonych ścieżkach. Fara ładnie się zginała i trzymała śladów.– Dobrze. Teraz do stępa i robimy łopatki z trawersami i ustępowania.Zamknęłam łydki, usiadłam w siodło i klacz przeszła do stępa. Na długiej ścianie rozpoczęłam łopatkę. Siwa odpowiedziała bez oporów i zgięła się do środka. Krótką ścianę przeszłyśmy normalnie i na następnej zaczęłyśmy trawers.– Trochę więcej zgięcia – dobiegła do mnie uwaga trenera, więc dołożyłam mocniej wewnętrzną łydkę. - Lepiej.Po wyjechaniu krótkiej ściany zrobiłam ustępowanie do przeciwnej i całość powtórzyłam w drugim kierunku. Wszystko zrobiłyśmy ze dwa razy, a potem dostałyśmy polecenie do kłusa i powtarzałyśmy to ćwiczenie.– Timing – krzyknął Ernest, gdy wykonywałam ustępowanie. - Wyczuwaj kiedy podnosi tylną nogę przy łydce. Teraz, teraz, teraz. - Wydawał polecenia w rytm kłusa. Rozluźniłam się i starałam się wyczuć odpowiedni moment, co poskutkowało zapomnieniem o ręku, lecz szybko pozbierałam klacz i poprawiłam element. - DobrzePowtórzyliśmy całość jeszcze kilka razy, a potem przeszliśmy do stępa i oddałam Farimię wodzę.– Dzisiaj nie będziemy zbytnio przesadzać – zwrócił się do mnie trener. - Rozgalopujemy ją na obie strony, a później zrobimy to samo ćwiczenie co w kłusie.Po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy zatem luźnym galopem najpierw w lewo, a potem w prawo po lotnej zmianie, którą Fara wykonała z łatwością. Następnie zaczęło się właściwe ćwiczenie. Mimo moich obaw klacz szła bezproblemowo na bardzo delikatnym zebraniu w obu kierunkach, dlatego po którymś razie poklepałam ją po szyi.– Bardzo dobrze – pochwalił trener. - Teraz na koło i ćwiczymy żucie z ręki.Zrobiliśmy to ćwiczenie w obu kierunkach na kole. Siwa ładnie rozciągała grzbiet i obniżała szyję. Później powtórzyliśmy to w kłusie i zakończyliśmy trening.– To było bardzo dobre – powiedział Ernest. - Miejmy nadzieję, że będzie tak i później. Z Cashem zrobimy dzisiaj to samo, żeby się rozciągnął. Jesteśmy umówieni na 16, tak?– Tak – potwierdziłam.
– To ja teraz lecę jeszcze na spotkania. - machnął mi na pożegnanie i zostałam sama na hali rozstępowując siwą klacz.
* * *
Punkt 16 weszłam z rozkojarzonym Gniadoszem na halę, na której czekał już trener. Cash chodził jak na szpilkach i rozglądał się bacznie dookoła.– Co on dzisiaj taki nerwowy? - Zdziwił się Ernest.– No cóż, to chyba nie jego dzień – mruknęłam już lekko znużona zachowaniem ogiera, klepiąc go jednak delikatnie po szyi.
– To taki trening rozluźniająco-wyciszający powinien mu dobrze zrobić – pocieszył facet.
Tylko przytaknęłam i dalej rozstępowywałam ogiera. Potem na polecenie trenera przeszłam do kłusa i zaczęłam pracę na kołach. Cash bardzo rwał i ciężko mi było utrzymać równe tempo, ale po pewnym czasie koń trochę się uspokoił i bez większych problemów utrzymywaliśmy elastyczny, lekki kontakt.–Dobra, – powiedział trener - do stępa i to samo ćwiczenie co z Farimą.Dałam mocny sygnał do przejścia i ogier zmienił chód na stęp. Na długiej ścianie poprosiłam o łopatkę. Cash wpadł mocno do środka i powiesił się na zewnętrznej wodzy, ale pulsacyjny sygnał wyprostował go i ustawił, dzięki czemu pokonaliśmy resztę ściany w poprawnym ustawieniu. Na sygnał do trawersu zareagował od razu zginając się do środka i przechodząc na drugi ślad. Miałam lekki problem nad wyprowadzeniem go z trawersu przed zakrętem i dużo mocniej musiałam zadziałać wewnętrzną łydką. Na sygnał do ustępowania nie zareagował w ogóle, dlatego musiałam użyć zewnętrznej ostrogi, ale potem odszedł od ściany i wyczulił się na pomoce i nie miałam z nim problemów przy następnych przejazdach, których było po trzy w każdą stronę. Potem to samo ćwiczenie powtórzyliśmy w kłusie. Cash reagował dobrze na pomoce zmuszające go do zmiany toru ruchu, ale dużo problemów sprawiało utrzymanie tempa. Ernest co chwila krzyczał na tempo i odpowiedni moment użycia pomocy, ale po którymś z kolei przejeździe wszystko się unormowało, więc w pełni poprawnie wykonaliśmy następne powtórzenia.– Bardzo dobrze – pochwalił trener. - Do stępa.Dałam lekki sygnał i koń natychmiast zmienił chód. Oddałam wodzę.– Ten ostatni kłus był już bardzo fajny – skomentował ujeżdżeniowiec. - Lekki, sprężysty, w rytmie. W galopie też będziesz musiała tego pilnować i nie zaczynaj ćwiczenia dopóki się w pełni się nie uspokoi i nie rozgalopuje na obie nogi. Chwilę odsapnij i do roboty.Pozwoliłam Cashowi się chwilę wyciszyć na luźnej wodzy, a następnie przeszłam na delikatny kontakt i zagalopowaliśmy. Ogier wystrzelił jak ze sprężyny, ale fule później miałam już go całkowicie pod kontrolą. Przegalopowaliśmy trzy okrążenia i wjechałam na przekątną, na której zrobiliśmy lotną. Trzy spokojne kółka w drugą stronę i zaczęliśmy ćwiczenie. W galopie szło nam zdecydowanie lepiej niż w kłusie. Gniady był elastyczny, utrzymywał tempo i na wszystkie sygnały odpowiadał bez chwili zawahania. Zostaliśmy pochwaleni przez trenera i zakończyliśmy, tak jak z Farą, żuciem z ręki na kole w galopie i kłusie. Ogier rozciągnął się i rzeczywiście wyciszył. Na koniec stępowaliśmy dziesięć minut, już bez żadnych nerwowych zachowań.
* * *
Jak tylko odstawiłam Casha poleciałam siodłać Dark Chocolate'a. Ogiera wyczyściłam już wcześniej i na szczęście nie upaprał się. Szybko osiodłałam go i założyłam ogłowie ze zwykłym wędzidłem.W hali nie pojawił się żaden inny jeździec, a Ernest popijał herbatkę z termosu.– To co dzisiaj robimy? - zapytał, gdy wsiadłam na Karusa.– Bardzo poprawiły nam się chody boczne i piaffy, dalej problem z pasażami i ostatnio coś rwie przy przejściach.
– To zacznijmy dzisiaj od przejść. Powinno być to dla niego najprostsze – zawyrokował ostatecznie znawca.
Po rozstępowaniu przyszło nam rozkłusowanie, na którym dostałam polecenie, żeby go prawie nie zbierać, dlatego Czekolad szedł rozciągnięty, ale dobrze wpasowywał się w łuki.– Teraz pozbieraj go trochę – doszło polecenie, więc dojechałam łydką i skróciłam wodze. Ogier zaokrąglił się i zmniejszył ramy. - Stój – polecił trener. Zamknęłam mocno łydki usiadłam w siodło i leciutko wykończyłam wodzą. Ogier stanął równo. - Bardzo dobrze – zostałam pochwalona. - Teraz chodzimy po różnych liniach i raz zatrzymanie, raz przejście do kłusa.Ruszyłam kłusem i jeżdżąc po serpentynach, kołach, przekątnych wykonywałam polecenie, co chwilę stosując się do poleceń trenera, który zalecał mocniejsze działanie którejś z pomocy. Następnie po chwili stępa rozgalopowałam ogiera i dołączyłam przejścia również do galopu. Kary chodził lepiej niż ostatnio i bardzo skupiał się na moich pomocach odpowiadając na nie natychmiast. Chód był elastyczny, a choć nie pracowaliśmy w pełnym zebraniu ładnie wyciągał i skracał poszczególne chody. W końcu przeszliśmy do stępa.– Ale jestem głodny – stwierdził Ernest. - Wybacz, ale zostawię cię teraz, bo muszę zrobić obiad, a treningi omówimy dokładnie wieczorem.Gdy ujeżdżeniowiec wyszedł na hali rozległo się głośne „uwaga” i w drzwiach hali pojawił się Paul z nowym skokowcem.– Hej – przywitał mnie z uśmiechem. - Owocne treningi?– Jak zawsze – odparłam i razem rozstępowaliśmy konie.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz